Jest takie amerykańskie powiedzenie: „kiedy życie daje Ci cytryny, zrób sobie lemoniadę”. Jednak mnie ono w ogóle nie dotyczy, ponieważ od ZAWSZE uwielbiam cytryny i zjadam je tak, jak przeciętny człowiek zjada pomarańcze. Nigdy nie potrzebowałam żadnej przesłodzonej lemoniady. Zaś rok 2021 wycisnęłam jak cytrynę i pochłonęłam bez dodatku cukru.
Pomimo wszelkich przeciwności, restrykcji i absurdów serwowanych przez świat – ja po prostu starałam się żyć normalnie. I mogę powiedzieć, że udało mi się zrealizować ten plan w 200%.
Na początek chciałabym przypomnieć fragment podsumowania 2020, gdzie wypunktowałam wszystko to, co planowałam zrobić w roku 2021. Poniżej moja lista i krótki bilans tego, co osiągnęłam.
Czego sobie życzyłam na rok 2021:
- więcej nauki języków – było sporo wyjazdów, a zatem więcej języków obcych w praktyce ✔
- więcej przeczytanych książek ✔
- więcej podróży ✔
- więcej snowboardu i kajta, ukończenia kursu surfingu – snowboard – tak ✔, surfing – nie wyszło, ale nie byłam też zbyt często na Półwyspie; kitesurfing – tak ✔, ale tylko w Egipcie; latem było za to więcej wakeboardingu w bezwietrzne dni – czyli podsumowując, udało się zrealizować tak 50/50
- jeszcze więcej czasu spędzonego z rodziną ❤✔
- częściej publikować posty na blogach! – Fit Ania: 5 wpisów (o 1 więcej niż w 2020 – sukces!); born2travel: 5 wpisów, o 2 mniej niż w 2020; łącznie o 1 mniej, niż w 2020 – nie udało się, ale w porównaniu do poprzednich lat i tak jest dobrze! ;)
Większość z wyznaczonych celów udało mi się osiągnąć. Reszty wcale nie poczytuję jako porażki, tylko jako lekcje oraz motywację do działania na przyszłość!
A teraz do sedna. Jaki był mój 2021?
Z pewnością to kolejny rekordowy rok pod względem podróży,
który zresztą rozpoczęliśmy z przytupem – u znajomych w Szwecji. W obawie, że zaraz cały świat znów się zamknie, od początku 2021 postanowiliśmy z Tomkiem jak najwięcej podróżować. Cel ten zdecydowanie osiągnęliśmy, o czym możecie przekonać się, czytając również nasze podróżnicze podsumowanie 2021 na blogu born2travel.
Dla mnie był to również rok przełomowy z tego względu, że po raz pierwszy zdecydowałam się na samotny lot samolotem. A kilka tygodni później zrobiłam to po raz drugi! Dzięki temu ostatecznie wyzbyłam się lęków, które pomimo wielu podróży, towarzyszyły mi zawsze podczas startu, lądowania czy turbulencji (tylko Tomek i moja Mama wiedzą, jak bardzo pociły mi się dłonie w tych momentach, ponieważ zawsze musiałam trzymać kogoś za rękę :P).
Tradycyjnie, udało nam się też podsumować nasz rok 2021 w 365 sekundach za pomocą aplikacji 1 Second Everyday. Video znajdziecie tutaj:
A jak już jesteśmy przy YouTube, to tam również pojawił się filmik streszczający 15 lat naszego związku i wspólnych podróży. ❤ Montowałam go w sekrecie przed wyjazdem do Francji i wysłałam Tomkowi w dniu naszej rocznicy, gdy dzieliło nas ponad 2000 km. Możecie go obejrzeć tutaj:
Poniżej jeszcze kilka rodzinno-podróżniczych ujęć:
Książki
– chciałam przeczytać 24, przeczytałam 9. I wcale nie odczytuję tego jako porażki, lecz jako sukces! Dlaczego? Ponieważ jest to i tak niezłe osiągnięcie w porównaniu do roku 2020, w którym przeczytałam okrągłe 0 książek. Co nie oznacza, że nie czytałam w ogóle – zgubił mnie mój perfekcjonizm i chęć posiadania wiedzy. Zagłębiałam się w lekturze o zespole Queen w języku angielskim i zamiast po prostu nieprzerwanie czytać, wnioskując z kontekstu – ja musiałam tłumaczyć sobie każde nieznane mi słówko. Inaczej nie dałoby mi to spokoju (ktoś z Was też tak ma? :D).
Morsowanie – to nie chwilowa zajawka, to już styl życia
W 2020 roku podczas jesienno-zimowego lockdownu morsowanie w Polsce stało się szalenie popularne. Wszystko przez to, że siłownie i wszelkie obiekty sportowe były zamknięte. Ludzie szukali sobie nowych zajęć, a dodatkowo z wiadomych względów zapragnęli zadbać o swoją odporność. Moda na zimowe kąpiele w morzu czy w jeziorze trwała w najlepsze – okrzyknięto je wręcz „nowym sportem narodowym”. Rok później dało się zauważyć, że nasi rodacy podchodzą do morsowania już z mniejszym entuzjazmem. Ja i Tomek jednak wytrwaliśmy i naprawdę pokochaliśmy tę aktywność. Począwszy od października, staraliśmy się w miarę regularnie zanurzać w zimnych wodach Bałtyku i robimy to nadal w 2022!
Nasza prywatna dżungla stale się rozrasta
W domu przybyło kilkanaście nowych roślin, choć kilka też zakończyło swój żywot (cóż, shit happens)…
Na siłowni bywałam dość często,
za to ani razu nie biegałam (nie licząc rozgrzewek przed morsowaniem) i zapewne przyczynił się do tego brak imprez biegowych, w których niegdyś braliśmy udział (GPX Gdyni, półmaratony) – jednak jest motywacja, żeby wrócić do tego w 2022!
Rower – mój ulubiony środek transportu w 2021
A właściwie był to mój główny środek transportu. Jeździłam do momentu, aż spadł śnieg! Udało nam się zrobić też kilka małych rowerowych wypraw (m.in. z Gdyni do Pucka, z Gdyni do Gdańska czy z Wdzydz do Olpucha i z powrotem).
Snowboard
Kto powiedział, że w wieku 32 lat jest za późno na snowboardowy freestyle? :P W 2021 roku odważyłam się skakać na hopkach (co zawdzięczam i za co dziękuję mojemu młodszemu bratu!). Poza tym mieliśmy naprawdę piękne rozpoczęcie sezonu 2021/2022 w pierwszy dzień Świąt w Wieżycy!
Zabrałam się za odświeżanie swojego otoczenia
Podobno gdy kupujesz sobie nową rzecz, powinieneś wyrzucić jeden stary przedmiot. Postanowiłam więc wywalić zbędne graty i odświeżyć garderobę, a jednocześnie pozbyć się ciuchów, których już nie noszę i dać im drugie życie (odkryłam, że jest na to naprawdę mnóstwo sposobów: OLX, Vinted, Caritas…). Wszystko zaczęło się w momencie, gdy udało mi się sprzedać stare, zalegające w salonie od wielu miesięcy biurko. Przede mną jeszcze długa droga, ale w 2022 zrobię w końcu totalny porządek wokół siebie!
Poza tym, zamiast na sieciówki, zaczęłam stawiać głównie na polskie marki modowe (moje największe zeszłoroczne odkrycie to Chiara Wear, ale również Carinii czy Laboco. I nie jest to w żadnym wypadku post sponsorowany – po prostu uważam, że warto dzielić się informacjami na temat dobrych jakościowo produktów!
Blogi nadal żyją i mają się całkiem dobrze
Choć nie jest to jeszcze to, co chciałabym w tym temacie osiągnąć – całkiem nieźle udaje mi się realizować postanowienie o częstszym publikowaniu postów na blogach. W porównaniu z poprzednimi latami i tak robię postępy. Czasem pojawiały się u mnie dwa wpisy na rok, a bywało i tak, że w ciągu 12 miesięcy nie napisałam ani jednego!
Zawsze to podkreślam: nie umiem i nie chcę robić czegokolwiek na odpie*dol. Pisanie bloga to praca na pełen etat, a przy dwóch blogach to dwa dodatkowe etaty. Dlatego przy tej ilości obowiązków, wyjazdów, pracy, nowych projektów i czasu, który chcę poświęcać na spotkania z rodziną czy na własny rozwój, to wierzcie mi – i tak jest dobrze.
Tutaj znajdziecie moje zeszłoroczne wpisy:
fitania.pl w 2021:
- 2020. Nie taki diabeł straszny, jak go malują
- Pieczarki z grilla faszerowane serem – przepis
- Pojechałam na zgrupowanie Kadry Narodowej w Kiteboardingu
- Wegetariański wrap z halloumi – szybki i prosty przepis
- Sałatka z wędzonym łososiem i awokado – prosty przepis
www.born2travel.pl w 2021:
- Podsumowanie 2020. To był dziwny rok (choć nie taki zły!)
- Kocie miejsca na świecie, które udało nam się odwiedzić
- Madera z dronem. Jak się przygotować do lotów w Portugalii?
- Gdzie na piwo w Gdyni? Drink like a local!
- Zablokowany obiektyw w lustrzance Canon – co robić?
Poza tym, na początku w ogóle nie kumałam o co w tym chodzi, ale po roku zastanawiania się, w końcu odpaliłam swój Tik Tok. Możecie znaleźć mnie tutaj: https://vm.tiktok.com/ZMLRYBeFS/.
Natomiast tu jest jeszcze konto born2travel, gdzie zamierzamy publikować materiały podróżnicze: https://vm.tiktok.com/ZML8cwTct/ (tylko niech ktoś, do cholery, wydłuży dobę! :P).
Refleksja na temat tego, co dzieje się na świecie
Jedynym minusem roku 2021, o którym staram się właściwie nawet nie myśleć (co do łatwych rzeczy nie należy), jest to, co dzieje się aktualnie na świecie. Ludzie stali się jeszcze bardziej poróżnieni w temacie sami-wiecie-czego, niż w 2020. Mamy po prostu idealne „dziel i rządź” w praktyce. Z niektórymi osobami przez różnice poglądów już pewnie nie miałabym nawet o czym pogadać…
Płaskoziemcy, szury i foliarze kontra kowidianie, zaszczepy i zakeczupowani. Do tego absurdalne, wprowadzane często w nielegalny sposób obostrzenia, restrykcje i lockdowny.
I jeszcze ci internetowi krzykacze, którzy w ciągu minionych dwóch lat stali się wręcz celebrytami. Gdy słyszę, że zamykanie ludziom biznesów jest ok, bo „życie jest ważniejsze od jakiejś tam firmy”, to zalewa mnie krew. Przecież każda firma to wiele żyć (rodzinne biznesy, pracownicy, kontrahenci). Gdy upada, często jest to tragedia kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu osób. Ale jakie pojęcie może mieć o tym jakiś celebryta-reumatolog?
Najgorsze zaś jest to, że lekarze nie chcą leczyć i ograniczają się do teleporady (na szczęście nie wszyscy!). Jak można przez telefon stwierdzić zapalenie płuc? Bez przebadania, osłuchania pacjenta? Przecież to kolejny absurd!
Podczas gdy po delcie czekaliśmy na wariant kappa, pod koniec roku, jak grom z jasnego nieba – niczym kolejny czarny charakter z komiksu Marvela – spadł na nas OMIKRON.
Nowy wariant, który daje objawy przeziębienia, spowodował, że cały świat znów zaczął się zamykać. W tym momencie byłam przeszczęśliwa, że najeździłam się już w pierwszych trzech kwartałach 2021 i chyba po raz pierwszy w historii na koniec roku mogłam stwierdzić, iż zaspokoiłam swoją podróżniczą żądzę.
Poza tym zadziwiające jest to, jak wielu ludzi bez żadnych obowiązujących „przepisów”, z własnej woli, jesienią znów zaczęło nosić maski na zewnątrz (rozumiem i szanuję to, że ktoś może obawiać się zachorowania – ale czy rzeczywiście jest się czego bać w lesie, na plaży czy na chodniku, gdy nie ma nikogo wokół? Czy nie lepiej odetchnąć świeżym powietrzem?). Czy wiecie, że jedna z tortur w więzieniu Guantanamo polegała na długotrwałej deprywacji sensorycznej (redukcji lub usunięciu bodźców działających na jeden lub kilka zmysłów), zaś jednym z jej elementów było noszenie masek chirurgicznych przez 24 godziny na dobę? Może niektórzy po prostu lubią się katować…
„Tolerancja”
Zauważyłam też, że najczęściej w tych, którzy najgłośniej krzyczą o równości i tolerancji, jest najwięcej jadu i agresji. Tu już nie chodzi tylko o spór pomiędzy zwolennikami obostrzeń a tymi, którzy chcą spokoju i wolności. To także obrzydliwe atakowanie kościołów i chrześcijan (niech każdy sobie wierzy, w co chce!). To też czepianie się dosłownie wszystkich o wszystko. Spotkałam się nawet z opinią, że w opisie filmu powinno być ostrzeżenie, iż będzie on zawierał scenę gwałtu – bo podczas seansu ktoś może dostać ataku paniki. Albo dowiedziałam się o istnieniu stron internetowych, które ostrzegają, że w danym filmie zginie zwierzę. Dążymy też do takiego absurdu, że za chwilę nie będzie można powiedzieć do kogoś per „pan”, bo przecież on może czuć się kobietą!
Przykre jest również to, że ludzie tak łatwo i szybko zapominają. Nie pamiętają już o narkolepsji, która po latach okazała się być skutkiem ubocznym szczepionki na świńską grypę. Zapomnieli o słowach „zapie*dalać za miskę ryżu”, które padły w jednej z ekskluzywnych polskich restauracji, a później autor tych słów został premierem naszego kraju i pozwolił na zrujnowanie gospodarki…
Quo vadis, świecie? Czy aby na pewno w dobrą stronę?
(Choć patrząc na to, jak z początkiem 2022 roku zmienia się narracja – być może wracamy już do normalności. Jest iskierka nadziei…)
Zazwyczaj staram się nie wdawać w dyskusje na powyższe tematy, ale takie właśnie miewam przemyślenia. Mam wątpliwości, zadaję pytania i mam do tego pełne prawo. Za rok chciałabym wrócić do tego wpisu i stwierdzić, że czas absurdów wreszcie się skończył.
Czego chciałabym w 2022?
- normalności na świecie – nie „nowej”, tylko tej prawdziwej, sprzed pandemii
- żeby ludzie przestali skakać sobie do gardeł (może to akurat trochę zbyt utopijne marzenie, ale mam wrażenie, że przed 2020 jednak było mniej podziałów)
- systematycznego publikowania wpisów na blogach
- przeczytać 24 książki (ponownie biorę udział w wyzwaniu z lubimyczytac.pl)
- kolejnych wspaniałych podróży
- jak zawsze – jak najwięcej czasu spędzonego z rodziną! ❤
- a najważniejsze, żeby było zdrowie, bo jak mawiał Arthur Schopenhauer: „choć zdrowie nie jest na pewno wszystkim, to bez zdrowia wszystko jest niczym”.
2 comments on “W oparach płynu do dezynfekcji i absurdu. Podsumowanie 2021”